czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział I. Sen na jawie

Vermira | 10:11 |
A więc witam! Nie umiem się przedstawiać, witać, łoteva, ale chciałabym serdecznie podziękować za każde wejście na mojego bloga i naprawdę...
Chciałabym się podzielić z kimś tą historią - na nowo wejść w świat blogowania, bo bardzo za tym tęskniłam. Mam nadzieję, że i wam się spodoba.
Zapraszam do czytania!





            Ciemna ulica, jedna działająca latarnia. Wszystko wokół mnie było rozmazane. Jedyne miejsce, które widziałam wyraźnie było parę metrów przede mną. Cały mój wzrok skupiał się na najbardziej nie pasującym elemencie, na ławce. Światło lampionu padało na siedzenie dodając jej mrocznego uroku. Robiąc pierwszy, niepewny krok w jej stronę, poczułam, jak serce przyspiesza, a jego bicie się nasila. Niepokój, jaki ogarnął mnie znienacka był nie do opisania, zupełnie, jak napad paniki; dłonie, pokryte zimnym potem, drżący głos, a nawet moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Gdy byłam oddalona niecały metr od ławeczki, niespodziewanie sfrunęły na nią dwa czarne kruki. Wielkie, czarne jak noc, a ich skrzydła przypominały demonie, żółte ślepia były wbite prosto we mnie. Obserwowały każdy mój ruch, spokojnie, bez lęku, bez jakiegokolwiek strachu. Zupełnie, jakby czekały. Mimo ogromnego lęku, podeszłam. Ale nie miałam odwagi usiąść, czy chociażby jej dotknąć. Nasze oczy wciąż wpatrzone w siebie nawzajem toczyły bój - kto pierwszy odpadnie, przegrywa. Wzięłam głęboki oddech i zacisnęłam pięści. Przecież nie mogę się poddać, to tylko sen, mój sen, muszę wygrać. Teraz, albo nigdy!
Drżącą ręką złapałam za oparcie i wykonałam szybki ruch. Po chwili siedziałam, czując na sobie wzrok niechcianych towarzyszy i w tej samej sekundzie z gardeł ptaków wydobył się straszliwy wrzask, zupełnie, jakby żywcem obdzierano ich ze skóry. Zatkałam uszy, to było nie do zniesienia. Im dłużej krzyczały, tym bardziej mój bębenek pulsował, zupełnie, jak gdyby miał zaraz pęknąć. Zacisnęłam powieki próbując ostatkami sił dociskać sobie palce do uszu - ten ból zaczynał mnie przeszywać w pół.
Nagle wszystko ucichło. Zniknęły. To wywołało u mnie jeszcze większą panikę, niż ich krzyki. Wcześniej, byłam pewna, że nie zostanę tu sama. Myślałam, że bez tych "omenów" będę czuć się bezpieczniej. Jednak wcale tak nie było, a wręcz przeciwnie – czułam się opuszczona.
Szybko potrząsnęłam głową, by wyzbyć się tej myśli. Trzeba wrócić do racjonalnego myślenia, a nie rozpamiętywać. Powinnam wymyślić sposób, w jaki się stąd wydostać. Podparłam się rękoma z zamiarem wstania, jednak nieznana mi siła odepchnęła mnie z powrotem na miejsce. Co jest, do cholery?
Ciemna postać stała niedaleko mnie opierając się o ledwo widoczne drzewo. Ręce miała skrzyżowane pod klatką piersiową, widziałam to. Twarzy i górnej części garderoby niestety nie mogłam dostrzec. Żółte spodnie były przyozdobione kratą, a na nogi założone miała czerwone długie glany, które sięgały jej do połowy łydek. Niespodziewanie otworzyła jedno oko, lecz niezbyt szeroko. Zupełnie, jakby była ospała. Wytężyłam wzrok i dopiero wtedy zauważyłam, że jest czerwone.
Chciałam się odezwać, jakoś zareagować, byleby popatrzyła na mnie. Ale to nic nie podziałało, nawet moje machanie rękoma nie zwróciło jej uwagi.
- Lexia...
Znajomy głos odbijał się echem od ścian mroku, a ja z każdą chwilą traciłam widok. Wszystko skupiało się na tym głosie. Zaczęłam rozglądać się w poszukiwaniu źródła wypowiedzi mojego imienia, jednak całość nadal była pokryta najciemniejszą z czerni. Cień nie pozwolił mi na szukanie znanych miejsc, czy nawet na próbowanie rozpoznania, gdzie się znajduję... Zupełnie zapomniałam o tej tajemniczej osobie i, gdy tylko sobie o niej przypomniałam, już jej nie było.
               Otworzyłam szeroko oczy i gwałtownie łapiąc powietrze przyjęłam pozycję siedzącą. Zdezorientowana rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok zatrzymał się na różowowłosym chłopaku. Z ulgą ocierał czoło o nadgarstek. Czyli to jednak był sen. Ten ktoś… Wymyśliłam go sobie?
- Uff… Żyjesz!
Złapałam się za bolącą głowę. To było nie do zniesienia. Nadmiar emocji we śnie wywołał je u mnie nawet w rzeczywistości. Bolało tak, jakby zaraz miał mi mózg eksplodować.
- T-tak… – odezwałam się zsuwając nogi z łóżka. – A właściwie to, jak ty się tu znalazłeś?
Dopiero teraz przypomniałam sobie, że to jest mój pokój i raczej nikt nieproszony nie powinien tu wchodzić.
- Eee… - zaczął niezgrabnie. - Miałem zamiar dzwonić dzwonkiem, ale chyba się popsuł, więc wszedłem oknem. – wskazał palcem na szklaną szybkę tuż nad moim łóżkiem.
Gdy spojrzałam za siebie dostałam centralnie w twarz miękką poduszką. Przez chwilę nie mogłam skupić na niczym wzroku, byłam lekko oślepiona, ale po chwili otrząsnęłam się z niespodziewanego ataku.
- To ty zepsułeś dzwonek, Natsu! - źródło piskliwego głosu prowadziło w stronę parapetu. - Teraz Erza będzie krzyczeć!
Tak, jak myślałam. Niewielki niebieski kot ze skrzydłami, mający zawsze słodką, ale głupią minę. Nieodłączny towarzysz naszego Smoczego Zabójcy. Posiada równie dziwną osobowość, co wygląd, stąd większość ma problem ze zrozumieniem go. Happy – po prostu.
- E-Erza…? – zaczął przerażony chłopak, a po chwili do pokoju wpadła kolejna osoba. Scarlet we własnej osobie.
- Natsu- złapała go za ucho i szarpnęła do siebie. – Idziesz kupić nowy dzwonek.
-Cz-cześć Erza.
Dragneel próbował wydobyć z siebie jakąkolwiek skruchę, jednak dziewczyna tak mocno go trzymała, że cierpienie zwyciężyło chęć przepraszania. Tytania - bo tak na nią często wołali - wolną ręką pomachała mi na przywitanie. Odwzajemniłam gest, ponieważ poczułam się uratowana. Właśnie pomogła mi przegonić najbardziej nieznośnych chłopaków z gildii. W głębi duszy wiem, że sama bym sobie nie poradziła, więc mogłam odetchnąć z ulgą. Rudowłosa właśnie miała opuścić pokój wraz z nieproszonymi gośćmi, jednak gwałtowny ruch otwieranych drzwi powstrzymał ją przed złapaniem za klamkę. Głośny huk wyważania i ogromny powiew powietrza z powstałego przeciągu poszarpał nam agresywnie włosy. W przejściu do pomieszczenia stał Gray Fullbuster we własnej osobie. I to bez koszulki, tak, jak zawsze. Szczęka mi opadła. Często wydaje mi się, i nie tylko mi, że robi to specjalnie, jednak ekshibicjonizm u niego nie był cechą wybraną. Toteż trzeba tolerować jego małe, pół-nagie "wybryki". Był taki dumny stojąc w przejściu, póki nie zdał sobie sprawy, że bandytów nie ma, a wszyscy patrzymy na niego, jak na kolejnego wariata. Happy wraz z Natsu patrzyli na niego, jak na debila powstrzymując się od wybuchu śmiechu, Erza natomiast wyglądała, jakby miała zaraz go zabić. Natomiast, jeśli o mnie idzie, to żywy eksponat.
-Eee… Przepraszam! Zaraz to naprawię!
Panika, jaką wywołał wzrok Scarlet dała się od razu we znaki. Chłopak złapał oburącz drzwi chcąc wstawić je z powrotem na miejsce, lecz przez to napięcie, jakie na nim wywarła, wyślizgnęły mu się i spadły na niego. Kolejny głośny huk, tym razem różniący się od poprzedniego; bardziej przypominał trzask kości.
- O matko! – jak oparzona poderwałam się z łóżka, by mu pomóc.
Odepchnęłam drzwi na bezpieczną odległość, ale i tak było za późno. Ciemnowłosy nie mógł się ruszyć.
- Ty ich kiedyś zabijesz - westchnęłam lustrując wzrokiem poszkodowanego. - Nawet nie dotykając.
- To idioci, sami się pozabijają. - Odparła kręcąc bezradnie głową. - Wychodzę. Do zobaczenia w gildii.
Puściła Natsu i przeszła jedyną drogą, jaką mogła przejść, – czyli po poturbowanym Gray’u.
Otwartą dłonią uderzyłam się w czoło. Dlaczego ona zawsze musi być taka bezpośrednia? Zebrałam chłopaka z ziemi i pomogłam mu usiąść moim łóżku, a sama zajęłam miejsce obok niego. Ambitnie machałam nogami na przemian do chwili, gdy Natsu nie powiadomił mnie o powodzie swojego przybycia.
- Rozmowa z Makarov’em, huh? – Powtórzyłam głucho wlepiając wzrok w swoje kolana.
- Dziadek mówił, że ma ci coś ważnego do powiedzenia.
Jego głos wydawał się poważny i tajemniczy. Pewnie domyślał się, o co chodzi, jednak nie mógł pozwolić sobie na mówienie o tym otwarcie.
- To już nie mógł sam tu przyjść, co? – Zapytał Gray rozwalając się na moim posłaniu. – A to stary pryk.
- Ma swoje lata… – dodałam po chwili zastanowienia zwracając się do chłopaka.
Odwzajemnił spojrzenie, a po sekundzie odwrócił głowę w przeciwną stronę, zupełnie, jakby był tym zawstydzony. Nie umknęło to uwadze Natsu.
- Dobra, wy sobie gadajcie papużki, a my uciekamy na misję z Lucy!
- Nie wiem, o czym ty mówisz... – Zakłopotana pokręciłam przecząco głową i odsunęłam się od Fullbuster’a na sam koniec mojego łóżka. Poczułam, jak moją twarz oblewa gorący rumieniec. – Naprawdę nie wiem.
- Natsu! Ty debilu, nie przeginaj!
Gray automatycznie wstał w obronie własnego mienia, a może i nawet mojego. Tak czy tak, gdy żarty dotyczyły nas, chłopak zawsze się wściekał. Nie lubił być tematem żartów, a w szczególności, gdy chodziło o ten. Jego oczy wręcz płonęły patrząc na różowowłosego.
- Ach tak?! Chodź i powtórz to jeszcze raz, frajerze! – Wydarł się Natsu zakasując rękawy, a sekundę później obydwoje siłowali się przepychając jeden drugiego.
               Chłopcy w mgnieniu oka opuścili mój pokój pozostawiając go w totalnym nieładzie, przerzucając się na otwarty teren. Meble były poprzewracane, moje ubrania leżały na ziemi, a ukochane spodenki wylądowały na głowie Natsu i pewnie tam zostały. Nie wspomnę już o połamanym lustrze, czy wybitym przez półkę oknie, jednak teraz nie miałam czasu się nad tym rozwodzić. Później to posprzątam. Teraz trzeba się ubrać na spotkanie z Mistrzem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Lista rozdziałów

Obserwatorzy