piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział II. Rozwiązanie

Vermira | 07:10 | skomentuj0 komentarze
Czasem nie wiem, jak to wszystko zorganizować. Nie jestem dobrym pisarzem, organizacja też u mnie leży. Może kiedyś się odnajdę w tym wszystkim. I hope so.

-------------------------------------------


          Od momentu, gdy wkroczyłam do gildii czułam na sobie zaciekawione spojrzenia innych. Chciałam się odwrócić i wykrzyczeć im prosto w twarze, by tego nie robili, ale wyglądałoby to, co najmniej dziwnie. Nie mogę pozwolić sobie na atak paniki, nie teraz. Powolnym krokiem doszłam do baru, za którym stała Mirajane. Ona jako jedyna uśmiechała się do mnie w tym całym zamieszaniu.
- Widzę, że dziś jest jeden z gorszych dni.
Jej głos pełen sympatii i serdeczności odbił się od dna szklanki, którą właśnie czyściła. Na mojej twarzy automatycznie zagościł uśmiech.
- Można to i tak ująć. Makarov chciał ze mną porozmawiać – oparłam twarz na ręce – Trochę się denerwuję.
- Nie masz czym, będzie dobrze. Znasz Mistrza. Kocha nas, jak własne dzieci.
- Nie zaprzeczam, ale…
Moją odpowiedź przerwał w połowie trzask. Wszyscy zwróciliśmy głowy w tamtym kierunku. Kiedy tylko dostrzegłam sylwetkę drobnego człowieka, natychmiast przeszły mnie ciarki. To mistrz. I na dodatek wyglądał na zatroskanego. Stał przez chwilę w przejściu bacznie mnie obserwując, a następnie ruszył w stronę swojego gabinetu. Nie zatrzymał się ani na sekundę, jedynie przechodząc obok wypowiedział moje imię. Jak oparzona odskoczyłam od barku i poszłam za Makarov’em. Uczucie, które towarzyszyło mi od samego wejścia tutaj zaczęło mnie powoli przerastać. Bałam się, że koniec końców dam po sobie poznać przerażenie. W ciszy przeszłam przez wejście do gabinetu wchodząc do pomieszczenia. Widząc, że Mistrz nie zacznie rozmowy prędko, przymknęłam za nami drzwi i zapaliłam górne światło. Teraz w całości widziałam gabinet jednego z Dziesięciu Świętych Magów. Wszędzie dookoła były ułożone wysokie biblioteczki zapełnione magicznymi książkami. Na drewnianym biurku w odcieniu kasztanowego mahonia leżało parę magazynów. Z pośród nich rozpoznałam tylko „Czarodzieja” oraz „Wielką Gwiazdę”, z resztą się nie spotkałam. Mistrz usiadł na obracanym żółtym stołku, a przy pomocy magii podsunął mi pod nos krzesło. Posłusznie zajęłam na nim miejsce wyczekując na rozpoczęcie rozmowy. Jednak nic. Mistrz wyciągnął kopertę z jednej z szuflad biurka i wlepił w nią wzrok. Z każdą minutą czułam chęć zagadania, ale momentalnie się gasiłam. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, a presja dawała o sobie znać coraz bardziej. Co będzie, jeśli mnie zignoruje? Albo, jeśli pogniewa się? Nie miałam wyboru – musiałam siedzieć cicho.
Próbowałam się rozluźnić, gdy nagle coś jasnego wylądowało na mojej sukience. To ten sam list, który przed chwilą oglądał Mistrz.
- Przeczytaj to.
Jednym ruchem wyciągnęłam zawartość i pospiesznie zaczęłam czytać:

Jeśli jedno z nich zginie, kto będzie się tym przejmować?
Jutro płatki znów opadną – nikt nie będzie pamiętał.
Rzucają ci wyzwanie, ty przegrywasz.
Jedni z nich stracisz na zawsze, drugie wróci do domu.
Musisz wybrać – miłość, czy przyjaźń?
L.
Moje ręce mimowolnie zaczęły drżeć. Wiedziałam, kto jest nadawcą tego listu. Ale dlaczego zaadresowany został do Mistrza? Czyżby go ostrzegł, co może się stać? Nie, to niemożliwe. Przecież zostałoby to ocenzurowane. W więzieniu zawsze tak robią.
- Rozumiem, że wiesz, kto to napisał… – odezwał się Mistrz.
- Tak. Tak właśnie jest.
- Więc powiedz mi, co nadawca ma na myśli.
Spojrzałam jeszcze raz na list czytając kolejno linijki.
Rzucają ci wyzwanie, ty przegrywasz.
Ty przegrywasz…, O co w tym chodzi?
Musisz wybrać – miłość, czy przyjaźń?
To akurat jest zbyt oczywiste. Trzeba jedynie dopasować tu odpowiednie osoby i będzie brzmieć tak, jak powinno…
Bingo!
- Już wiem! – Wykrzyknęłam zrywając się z krzesła i podbiegając do jednej z bibliotek poszukując książki. – Jeśli adresatem jest ktoś z strzeżonego obiektu na przykład więzienia, czy innej gildii, to wszystko idzie pod cenzurę, czy przypadkiem nie wydają ich tajemnic. Ale jeśli ten ktoś pisze wierszem, udaje poetę, wtedy nikt nie widzi różnicy. Myśli, że to zwykły wiersz. Jednak tu są zawarte informacje…

               Złapałam za oprawioną w skórę księgę. To w niej schowałam swój liścik. Jeszcze za czasów, gdy byłam świeżo po dołączeniu.
Zobaczyłam na swój podpis. Również byłam tam podpisana jako „L”, ale tylko ze względu na to, że był to inicjał mojego imienia.
- Jest taka zasada… Mag może się podpisać swoim imieniem, albo pierwszą literką imienia, ewentualnie… – tu przerwałam i dotknęłam opuszkiem palca podpisu od tej osoby. – Ewentualnie podpisać się literką, która najczęściej występuje w imieniu.
Mistrz gwałtownie podniósł głowę do góry, jakby szukając wyjaśnienia na to wszystko.
- A więc to tak…
- W tym liście jest informacja… Ostrzega cię przed utratą jednego z dwójki dzieci – „Jedno stracisz na zawsze, drugie wróci do domu”.
Spojrzałam na Mistrza, a do moich oczu napłynęły łzy, które już po chwili kapały na białą kartkę pozostawiając na niej liczne ślady.
- Nie ma pomyłki… – wyłkałam przyciskając kartkę do siebie. – To on. To Jellal!

Lista rozdziałów

Obserwatorzy